Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 12 listopada 2013

       37. Pewnego razu wpadła do nas rodzina z Warszawy. Zaczęliśmy rozmawiać o tym i owym i w pewnym momencie moja żona wspomniała że ma takie marzenie niepełnione od szkoły średniej - zawsze chciała pójść na studia... Sylwia, nie czekając długo wzięła swój laptop i zaczęła przeglądać strony uczelni. Po kilkunastu minutach szkoła została wybrana, komplet dokumentów, potrzebnych do zapisania, został zanotowany, terminy zapamiętane... Po kilku dniach złożyliśmy papiery, po trzech latach Marysia została licencjatem, a po pięciu magistrem... I tak oto marzenie zostało spełnione. Nie ważne jest kiedy, ale ważne że jest. Był już czas. Dzieci wykształcone, odchowane. W pracy spokój, w domu pełne poparcie, więc dlaczego by nie? A ileż było satysfakcji przy odbiorze dyplomu!. Oto kilka zdjęć.
























piątek, 8 listopada 2013

            36. Pierwszy raz turystycznie do Niemiec, do szwagra wyjechaliśmy w '86 ? roku. Córeczka i my we dwójkę. Potem już jeździliśmy co roku. Szwagier znalazł bauera który zgodził się nas zatrudnić, a my zaczęliśmy się uczyć języka... Babcia (moja mama ) pilnowała w tym czasie nasze dzieci i naszego gospodarstwa... Nie wiele mamy zdjęć z tego okresu, ale za to wspomnienia... :-D Granice, wizy, kałasznikowy na przejściach... Ale do pracodawców raczej mieliśmy szczęście. Mielimy dobre warunki i niezłe dochody. Wtedy...Już trzeba było dokładać do gospodarstwa... Gospodarka którą znaliśmy odchodziła do lamusa. Trzeba było szukać innego sposobu na życie...




środa, 6 listopada 2013

         35. Słomianym wdowcem byłem w ostatnich latach, (kiedy już nie mogłem pracować w Niemczech) już nie jeden raz... Czasem była potrzeba zarobku na życie, na jedzenie, uzupełnienie debetu w banku. Czasem na meble, jakiś wyjazd... Kiedyś były to wyjazdy żony na trzy miesiące, teraz na czas urlopu w pracy... Siły już nie te, a i potrzeby mniejsze odkąd dzieci po kolei zaczynały się wyprowadzać i zaczynały swoje samodzielne życie... To kilka zdjęć z wyjazdów Marysi. Warunki były różne, ale nie z tych najgorszych. Nie po to się przecież uczyło języka, by pozwalać na wszystko bauerom... ;-)))





To kilka zdjęć z odwiedzin Marysi z bunkrów, gdzie kiedyś hodowano pieczarki i gdzie zarobiliśmy kupę kasy na mieszkanie... Pracowaliśmy tam czasem nawet i po osiemnaście, z hakiem godzin... Byliśmy w śród Ślązaków jedynymi z Podlasia. Zawiść ich była wielka, gdy my zarabialiśmy pieniądze, a im się pracować nie chciało... Ale nie będę tego opisywał, bo to i był początek mojej choroby i depresji. Pewnie i sam byłem nie bez winy... Ale za to mamy mieszkanie, wykształciliśmy dzieci i poznaliśmy wielu ludzi...












Była praca w pensjonacie...






Pracowała w pieczarkarniach... 



Jednak to była tylko praca... Był czas wolny, spotkania towarzyskie, wyjazdy i poznawanie okolicy. A po tym wszystkim był powrót do domu i ... ;-D




wtorek, 5 listopada 2013

             34. No i przyszło się mi zostać, po raz kolejny słomianym wdowcem... Trzeba zarobić by móc spełniać swoje marzenia. Marysia pojechała do bauera, pakować kwiatki na Boże Narodzenie, wszak to gwiazdy betlejemskie... ;-D



Miała już nie jechać, ale cóż robić... I ja miałem się już nie chwalić, ale... ;-D


poniedziałek, 4 listopada 2013

         33. W tym roku, 2013 również spotkaliśmy się "U Jawora". Zaskoczyliśmy naszą wychowawczynię tortem na jej Imieniny... Nie myślała że zapamiętamy, zwłaszcza że nie bardzo się to wszystko pokrywało w czasie. Ale rok ten sam... ;-D
















I znowu było miło, ładna pogoda, spotkanie do białego rana. Trochę się spóźniliśmy, bo Marysia w ten dzień broniła swojej pracy Magisterskiej... A więc szybko w samochód i w drogę... ;-D Nie , nie bardzo się spóźniliśmy, ale za to były dwie okazje do oblania. ;-D